sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 7


Powoli zbliżała się do niego, każdy jej ruch był idealny i dokładnie sprecyzowany. Opuszkami palców dotknęła jego policzka. On spojrzeniem pełnym czułości penetrował jej ciało, wyraz twarzy, usta, oczy… Przygryzła delikatnie dolną wargę po czym uśmiechnęła się ciepło do niego. Miękkimi ustami złożyła pocałunek na jego czole.
- Harry, wstawaj, już czas żeby się obudzić- do jego uszu dobiegał głos Louisa, otworzył oczy i ujrzał twarz przyjaciela, który piórkiem łaskotał jego czoło.
-Louis, przestań ! i lepiej dzisiaj nie zasypiaj – warknął, po czym udał się do łazienki. Oparł ręce o umywalkę i spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądał najgorzej. Czuł potrzebę spaceru… teraz… w tej chwili… tam… na ławkę… jego ławkę… jej ławkę… ich ławkę… jego azyl… oderwanie się od świata. Szybko obmył twarz zimną wodą, wykonał poranną toaletę, wrócił do pokoju, przebrał się w świeże ubrania, żwawym krokiem zszedł do kuchni, gdzie siedzieli już jego przyjaciele. Usłyszał ich głosy witające chłopaka, on natomiast tylko machnął do nich ręką i skierował się do wyjścia.
- Wychodzisz gdzieś ? – przeszkodził mu blondwłosy przyjaciel.
-Tak Niall, nie wiem kiedy wrócę- nie usłyszał już odpowiedzi gdyż wyszedł z domu lekko trzaskając drzwiami. Szedł pewnie, ze wzrokiem wbitym w ziemie jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie. Ludzie pędzili przed siebie, nie zwracając na innych uwagi. Byli pochłonięci sobą, pracą i innymi przyziemnymi sprawami, które w gruncie rzeczy czasem dawały więcej bólu niż radości. Nim się obejrzał był już w parku. Z daleka dostrzegł pewną osobę siedzącą na jego ławce. W głębi duszy cieszył się i był przekonany że to Emily, sam nie potrafił wytłumaczyć czym była spowodowana owa radość, przyspieszył kroku… był coraz bliżej… wziął głęboki oddech… i wtedy cała euforia prysła gdy uświadomił sobie że osoba siedząca na ławce to nie tajemnicza dziewczyna, tylko młody chłopak z zarzuconym kapturem na głowie. Harry spojrzał na niego pogardliwie i skierował się w głąb parku. Chodził ścieżkami dokładnie obserwując osoby siedzące na ławkach, które usytuowane  były wzdłuż dróżek. „Może zrezygnować, odejść, poddać się?” zadawał sobie różne pytania i chociaż w małym stopniu starał się znaleźć na nie odpowiedź, na marne. Wiedział że bez czyjejś pomocy nie podejmie tak ważnej decyzji, potrzebował rozmowy. Jego życie w ostatnich latach diametralnie się zmieniło ale czy na lepsze? Sam nie potrafi tego stwierdzić , więc kto inny miałby to wiedzieć ? Owszem zdobył przyjaciół, którzy wpisali się w jego życiorys i na zawsze w nim zostaną ale stracił też prywatność. Oddalił się od matki, która niegdyś była najważniejszą osobą. Coś kosztem czegoś. Bił się z własnymi myślami. Nogi same poniosły go pod duży typowo londyński dom. Umysł sam wysłał informacje o potrzebie rozmowy do nóg, które go tutaj przyprowadziły.  Niepewnie spojrzał w okno. Nikogo w nim nie było. Poczuł mocny skurcz w brzuchu, nie wiedział czy to ze strachu czy może z braku śniadania. Skarcił sam siebie w myślach i delikatnie zbliżył się do drewnianych drzwi…
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam ! Chyba najgorszy rozdział jaki do tej pory był. Męczyłam się długo z tym rozdziałem, tzn. na początku napisałam go do połowy a potem jak się zatrzymałam tak nie chciało mi się do niego usiąść. Jeżeli macie do mnie jakiekolwiek pytania to śmiało piszcie do mnie na tt. Odpowiem na każde a przynajmniej będę starała się na nie odpowiedź. NIE UKRYWAM ŻE LICZĘ NA WASZE OPINIE. Bo trochę mi przykro i tylko się utwierdzam w przekonaniu że się nie nadaje do pisania jeżeli widzę że dużo osób wchodziło a tak mało komentarzy. ALE MIMO WSZYSTKO DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE PÓŁTORA TYSIĄCA WEJŚĆ I PRZEDE WSZYSTKIM TYM KTÓRZY KOMENTUJĄ. Jeżeli coś Wam się nie podoba w blogu to też to napiszcie a postaram się to zmienić, w miarę możliwości oczywiście. CZEKAM NA WASZE OPINIE I CAŁUJĘ WAS MIŚKI <3